News

Chińska fala, która zmienia świat motoryzacji

Chińska fala, która zmienia świat motoryzacji, czyli jak Chiny pokazują światu co potrafią.

Dzisiejsze chińskie EV są wewnątrz wykonane jak najlepsze europejskie limuzyny.

Jeszcze dekadę temu Chiny były postrzegane jako rynek, który goni Zachód w technologiach motoryzacyjnych. Dziś to Zachód patrzy na Państwo Środka z mieszaniną podziwu i niepokoju. Według najnowszych danych Chiny odpowiadają już za 67% globalnej sprzedaży samochodów elektrycznych, a ich wpływ na kształt rynku jest nie do przecenienia. Nie mówimy tu tylko o wielkich markach jak BYD, NIO czy XPeng. Mówimy o całym ekosystemie – od baterii, przez elektronikę mocy, po infrastrukturę ładowania.

Subwencje, które zmieniły grę

Kluczowym elementem chińskiego sukcesu były i wciąż są dotacje. Państwo hojnie wspierało produkcję i zakup EV, a ostatnia odsłona programu przewiduje nawet 20 000 juanów (ok. 2 800 USD) dopłaty dla kierowców wymieniających swój samochód spalinowy na elektryczny. Efekt? Setki tysięcy dodatkowych zamówień i rynek, który rośnie nie z roku na rok, lecz z kwartału na kwartał.

Warto zauważyć, że Chiny nie tylko dotują sprzedaż, równie mocno inwestują w infrastrukturę i produkcję komponentów. Fabryki baterii LFP (litowo-żelazowo-fosforanowych) wyrastają jak grzyby po deszczu, a ich skala pozwala na dalsze obniżki cen ogniw, co automatycznie przekłada się na tańsze auta. Słowo klucz to skala. Im więcej, tym taniej. Właśnie na tym to polega.

Cena – najgroźniejsza broń

Średnia cena samochodu elektrycznego w Chinach jest dziś o około 30–40% niższa niż w USA czy Europie. Co więcej, nawet modele segmentu premium potrafią kosztować mniej niż podstawowe wersje ich zachodnich odpowiedników. Ten efekt skali, połączony z kontrolą nad całym łańcuchem dostaw, czyni z chińskich producentów graczy niemal nie do zatrzymania na globalnym rynku. Co do Europy, to sprawa wygląda tak, jak byśmy się zatrzymali w miejscu i nie wiemy co robić dalej. Czy nadążymy za Chinami? Bo one zdają się nie brać jeńców i nie oglądają się za siebie.

Eksport – drugi etap ofensywy

Jeszcze pięć lat temu chińskie EV były ciekawostką eksportową. Dziś, to już poważny strumień – od Europy, przez Bliski Wschód, po Amerykę Południową. BYD otwiera centra dystrybucji w Niemczech i Hiszpanii, NIO stawia stacje wymiany baterii w Norwegii, Niemczech i Holandii, a XPeng wchodzi na kolejne rynki z zaskakującą łatwością.

Ten eksport to nie tylko sprzedaż aut – to również pokaz siły technologicznej. Każdy nowy rynek to potencjalny przyczółek dla chińskich dostawców baterii, systemów ładowania i usług powiązanych.

Europa w kleszczach

Europa znajduje się dziś w trudnej sytuacji. Z jednej strony – dąży do ograniczenia emisji i masowego przejścia na elektromobilność. Z drugiej – boi się zalewu tanich chińskich EV, które mogą podkopać pozycję lokalnych producentów. Rozmowy o cłach ochronnych i ograniczeniach importu są już w toku, ale jak długo można blokować produkt, który jest tańszy, często lepiej wyposażony i gotowy do dostawy „od ręki”?

Co dalej?

Chińska dominacja na rynku EV to nie chwilowa moda, a długofalowa strategia. Dopóki Państwo Środka będzie utrzymywać przewagę cenową, technologiczną i produkcyjną, dopóty Zachód będzie musiał reagować – czy to przez zwiększenie własnych inwestycji, czy przez regulacje chroniące lokalne rynki.

Jedno jest pewne: elektryczna rewolucja nie jest już „wspólnym projektem” świata. Stała się polem globalnej rywalizacji, w której Chiny właśnie wyprzedzają resztę stawki na prostej, a odległość między nimi a resztą świata zdaje się zwiększać z roku na rok.

Nasze przewidywania

Auta to nie wszystko. Produkcja baterii, silników i całych samochodów elektrycznych powoli acz w sposób nieubłagany zmierza do Europy. Chodzi mi oczywiście o chińskie produkty. To wiemy, ale co nastąpi dalej? Co będzie kolejnym krokiem w natarciu chińskiego rynku? Zdaje mi się, że wiem co będzie kolejne…

Sieci ładowania, czyli next step?

To całkiem możliwe. Wielcy chińscy operatorzy, mogą się skusić na zbudowanie od podstaw sieci ładowania w Europie. Mają tani sprzęt. Produkcja szybkich stacji ładowania to chińska codzienność. Oni nie produkują ładowarek o mocy 400 czy 600 kW, jak najlepsi europejscy producenci. Oni produkują stacje o mocach przekraczających 1000 kW. I takie też stacje montują w swoim wielkim kraju.

Zdaje się, że to co dziś opisuje jako przyszłość, może za pół roku czy rok, stać się naszą codziennością. Oraz realnym problemem dla naszych europejskich operatorów stacji ładowania. Może najwięksi przetrwają, ale z całą pewnością mniejsze firmy, będą miały duży problem. Problem z tym aby się utrzymać na trudnym elektromobilnym rynku.

Koszyk0
Brak produktów w koszyku!
Menu

Wyszukiwarka